Zapakowałam więc walizkę szpeju, zakupiłam bilet na pociąg Kraków - Warszawa i o 9:00, 27 sierpnia stawiłam się na Woronicza 17.
Make-up, przymiarki modelek, mikroport, wiele niezręcznych pytań (pierwszy raz od dłuższego czasu miałam do czynienia ludźmi zupełnie z rekonstrukcją niezaznajomionymi) i... 5 minut na antenie.
Mimo kilku fuck-upów (Hausbuch dress i szpileczki) i pomyłek prowadzącej (Grenlandia... Finlandia... co za różnica) to jestem bardzo zadowolona z takiego obrotu spraw. Pojawić się w telewizji publicznej, w programie śniadaniowym to niezwykłe przeżycie :)
----> LINK
Mi się wydaję, czy ukryłaś imię i nazwisko w treści maila, ale zostawiłaś w nagłówku? :)
OdpowiedzUsuńSpostrzegawczy :D Nie zauważyłam tego, serio ;) Ale już poprawiłam.
UsuńDzięks!