Logo

Logo

31 lipca 2014

Liście dzikiego bzu | Eldelberry leaves

Nadchodzi taki moment, gdy duma człowieka roznosi. Gdy uśmiech jest szerszy niż możliwości szczęki i ust. Gdy zaskoczenie miesza się z zadowoleniem.
Taki dzień nadszedł właśnie dziś.

Zainspirowana wieloma rozmowami o zbyt burej i monotonnej kolorystyce wśród "rekonstruktorów biedy" postanowiłam wyprodukować w tym sezonie maksymalnie dużo nie-cebulowych tkanin.
Póki nie znalazłam prostego dojścia do marzanny, póki nie zebrałam się żeby poszukać rdestu na polach, póki nie dojrzały owoce dzikiego bzu... no właśnie... dziki bez. Konkretnie jego liście.

Podczas niedawnego HVO (Honor Vincit Omnia, organizowany przez Projekt XIV) ktoś pochwalił mi się oliwkowo-zielonymi nogawicami. Farbowanymi właśnie liśćmi dzikiego bzu.
Nie trzeba mnie było długo namawiać. Metr niefarbowanej wełny leżał sobie cierpliwie w pokoju, czekając na swoją kolej.

W drodze pomiędzy Opolem a moją wsią rośnie wiele krzaków dzikiego bzu. Nie udało mi się znaleźć przepisu, więc zastosowałam stosunek wagowy 1:1 (na 700g wełny, 700g liści). Efekt jest powalający :D

Przepis (pewnie nie jedyny słuszny, ale taki zastosowałam) :
- zebrane liście umieścić w garnku
- zalać wodą (na 700g wełny - około 20l wody, zgodnie ze stosunkiem 30l/1kg)
- wywar gotować do momentu uzyskania khaki-brązowego koloru
- ostudzić
- wełnę (uprzednio namoczoną w wodzie) umieścić w wywarze
- doprowadzić do wrzenia
- wsypać łyżkę ałunu
- gotować przez ~10minut
- zostawić do wystudzenia








Zabawa z balansem bieli, przesłoną, iso... Zdecydowanie nie znam się na fotografii, ale umiem kombinować.

14 lipca 2014

Grunwald ? Zapomniałam | Tannenberg ? I forgot

Rekonstruktorom zmieniają się priorytety. Te dotyczące wykonania ciuchów (ręcznie szyte, ręcznie farbowane, ręcznie tkane, ręcznie przędzione...), doboru źródeł a w końcu ulubionych i długo wyczekiwanych wydarzeń około-rekonstruktorskich.
Kiedyś Grunwald był "osią" całego roku. Wszyscy szyli "na Grunwald", spędzali nocne godziny na odhaczaniu kolejnych pozycji z listy "do uszycia" a ostatecznie i tak organizowali szycie w swoich Chorągwiach.

Teraz czasy się trochę zmieniły, dla niektórych oczywiście. Organizuje się wiele imprez ciekawszych, lepszych "jakościowo", a Grunwald stał się bardziej wydarzeniem "towarzyskim". Oś się lekko przesunęła.

Tak też jest w moim przypadku. Oprócz działania w dwóch osobnych epokach, w tym roku przyszło mi zmierzyć się z pracą magisterską. Postawiłam sobie za punkt honoru, żeby zdążyć na obronę 15-go lipca. Na szczęście udało się (i jutro powinnam być już panią magister inżynier), co niestety odbiło się na "przedgrunwaldowym szale". O wielkim "G" w zasadzie zapomniałam.

Przypomniałam sobie w ostatni weekend. Było trochę pracy, bo w tym roku zabierałam młodszą siostrę. 
Na szczęście młoda odkryła w sobie zdolności i uszyła samodzielnie dwie pary nogawic. Ręcznie oczywiście. A oto rezultaty.







Blog Designed by The Single Momoirs