To prawdopodobnie ostatnie farbowanie 'świeżymi" barwnikami w tym sezonie. Jesień idzie, liście spadają, owoce dojrzały i spadły... Na szczęście udało mi się zdążyć (a w zasadzie mojemu tacie !!!) zebrać sporą ilość jagód dzikiego bzu. Nie miałam jednak możliwości farbować tego samego dnia, ani następnego, więc owoce zamroziłam...
Przez przypadek zrobiłam eksperyment o którym kiedyś myślałam - czy mrożenie owoców wpływa na jakość i rodzaj barwienia, a jeżeli tak to w jaki sposób.
Nie bardzo zastanawiałam się tym razem nad recepturą (pamiętając ostatnią próbę z tą rośliną) - odcedziłam owoce i gałązki od ugotowanego soku, wystudziłam i wrzuciłam wełenkę.
Mam wrażenie, że mrożenie spowodowało mniejszą aktywność barwnika - kolor jest jakby sprany i poszarzały (co nie znaczy, że mi się nie podoba).
Swoją drogą - piękna paleta barw zaczyna mi się tworzyć.
Z okazji zdobycia tytułu magistra inżyniera wybrałam się na wyprawę do Stanów Zjednoczonych.
Ja vs. 8 stanów, 14 lotów samolotem, 43 dni, wiele przygód, ciekawi ludzie i miejsca. Jeżeli ktoś z Was ma możliwości i wciąż się zastanawia, czy postawić swoje stopy na amerykańskiej ziemi - niech przestanie się wahać.
Na liście "turystycznej" znalazły się muzea należące do światowej czołówki - Metropolitan Museum w Nowym Jorku (wraz z oddziałem poświęconym średniowieczu - The Cloisters) oraz Smithsonian Insitute w Waszyngtonie. Galerie galeriami (ściany pełne obrazów, wiadomo), ale The Cloisters zaskoczyło mnie dość mocno - na samej północy Manhattanu znajduje się coś na kształt małego zameczku. Oprócz ogromnej ilości eksponatów (szkło, rzeźby, tapiserie z Jednorożcem, przedmioty codziennego użytku) możemy tam podziwiać fragmenty średniowiecznych, europejskich budowli - wmontowali w ściany na przykład okiennie z francuskiego kościółka...
Pośród drapaczy chmur, żółtych taksówek i wiecznie pędzących ludzi to miejsce było miłą odmianą ;) Poczułam się troszkę jak na starym kontynencie.